niedziela, 19 lutego 2017

TRZY FUNDAMENTY RELACJI Z DZIECKIEM




   Jako dorosłe osoby często uzurpujemy sobie prawo do głośnego wyrażania własnego zdania. Im jesteśmy starsi tym potrafimy je wyrażać pewniej i nie mamy przed tym oporów. Dorosłemu nikt nie powie, że nie ma nic do powiedzenia, dorosłego pyta się o opinię. Gdy dorosły czegoś nie lubi nie zmusza się go do tego. Nikt nie podważa jego jestestwa. Jeśli chodzi o słuchanie  tego co chce nam przekazac dziecko wychodzi nam niestety znacznie gorzej... Co by było gdybyśmy brali pod uwagę zdanie własnego dziecka? Gdyby każdorazowe wyrażenie jego opinii było przez nas traktowane z szacunkiem i zrozumieniem? O ile kilkulatek nie interesuje się otaczającym go światem na tyle by z nami polemizować, dziecko w wieku 6lat, a już napewno w wieku wczesnoszkolnym często posiada wyrobione zdanie na mniej lub bardziej znane mu tematy. Ma wyrobiony smak, zaczyna kształtować gust. Świadomie używa słowa ,,nie,, oraz ,,tak,, Przed nami stoi człowiek który wie co lubi i czego nie znosi i świadomie potrafi nami manipulować oraz pyskować 😉 
Czy więc popełniam błąd słuchając co moje dziecko ma do powiedzenia? Czy popełniam błąd dając mu możliwość do wyrażania własnego zdania? Czy popełniam błąd wychowując je na samodzielnie myślącego i emocjonalnie odbierającego świat człowieka? Często od osób ze starszego pokolenia słyszę, że niepotrzebnie pytam się dziecka o zdanie bo przecież ono nie wie czego chce i do mnie należy decyzja. Słuchanie i rozumienie tego czego oczekuje i co wymaga od nas dziecko, a także respektowanie jego zdania to problem, z którym borykają się nawet najlepsi rodzice.

Moje dziecko jest uczone wyrażać własne zdanie, jest nauczone respektowania jego lęków i jego niechęci. Emocjonalnie wymaga dla niektórych dorosłych zbyt wiele czyli potrzebuje MIŁOŚCI, SZACUNKU oraz BLISKOŚCI. Dla mnie jako rodzica są to trzy fundamenty do zbudowania relacji z dzieckiem. 
Czy jest rozpieszczoną jedynaczką - nie. Umie się dzielić tym co ma, potrafi ustąpić,. Mimo tego, że lubi dominować potrafi zejść na drugi plan. Jest bardzo przyjacielska i koleżeńska, potrafi zrezygnować z czegoś by komuś sprawić przyjemność. Jednocześnie ma silny charakter, potrafi się ze mną kłócić i postawić na swoim. Wymaga by wysłuchano jej zdania. Jest pyskata i fochata. Jednocześnie w niektórych sytuacjach jest nieśmiała i nadwrażliwa. Trzeba ją dopingować, zachęcać, bo czasem zbyt łatwo się poddaje i nie wierzy we własne możliwości. A gdy raz ją ktoś zawiedzie bardzo trudno odzyskać jej zaufanie. Nie jest rozpieszczoną materialistką, nie jest nauczona że można ją kupić wycieczkami i atrakcjami. Dla niej liczy się relacja międzyludzka i to uważam za swój sukces wychowawczy.

Skąd to wszystko wiem? Słucham, szanuję i daję możliwość podjęcia decyzji. Nie wywyższam. Moje dziecko nie jest ani lepsze ani gorsze od innych. Dając mu przykład i traktując tak jak powinno traktować innych daję mu narzędzia do bycia dobrym człowiekiem. Czy z nich skorzysta? Ponoć czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Wpajanie dziecku wartości to żmudny i trudny okres trwający prawie jego całe dzieciństwo. Dla mnie to najtrudniejsza praca jaką rodzic może wykonać w swoim życiu. Wiele razy musiałam ugryźć się w język by nie przerywać córce w połowie zdania, by nie podważać zasadności jej racji. Nadal uczę się słuchać i szanować jej zdanie, sprzeciwy oraz decyzje. Pokładam jednak nadzieję, że przyniesie mi dużo zadowolenia i satysfakcji z efektów 😉

sobota, 18 lutego 2017

PIGUŁKA NA JĘZYKACH


Wszyscy wiemy że w dzisiejszych czasach hejt jest na porządku dziennym. Internet daje wiele możliwości - poniżanie, obrażanie. Nigdy nie byłam dotknięta tą przypadłością i nigdy nie przejawiałam chęci by komuś dopiec w celu polepszenia własnego samopoczucia.  Nigdy też nie padłam ofiarą hejtu, naśmiewania czy też chęci pokazania mi gdzie jest moje miejsce. Aż do wczoraj.

Jak wszystkie dobrze wiemy ostatnio jest bardzo głośna  sprawa  wprowadzenia ponownie piguły “dzień po” na receptę. Oburzone gwiazdy dodają posty negujące  tę sytuację. Wszystkie komentujące osoby pełne agresji, zacietrzewione   w boju o własną rację płyną niesione falą nienawiści. I wtedy ja wyłamuję się  stwierdzeniem że nie rozumiem tego oburzenia gdyż pigułki te były wcześniej na receptę i z powrotem na receptę są, oraz że uważam iż tego typu lekarstwa ze względu na swoje właściwości i działanie powinny być regulowane  wydaniem recepty tak samo jak tabletki antykoncepcyjne, Viagra czy inne. Zostałam obrzucona komentarzami i prywatnymi wiadomościami ( że co ja w ogóle piszę i powinnam się zamknąć), a także zmniejszona do wielkości fasolki nie tylko z powodu niezgodności z ich poglądem ale i z powodu błędu  ortograficznego! Który zrobiłam z powodu lenistwa - piszę za pomocą notatek głosowych z wyłączonym słownikiem :D Wybaczcie mi ale dla większości populacji nie ma znaczenia nawet czy w Polsce pszczoła pisze się przez sz,rz czy przez ż . Niestety u nas dla większości ludzi wyznacznikiem inteligencji i możliwości wyrażania własnego zdania jest poprawna pisownia. Płytkie no ale cóż. Z “Inteligentami” się nie  dyskutuje. Jak się domyślacie po  całodniowym  tłumaczeniu  swojego zdania i rozwijaniu tematu, tak byłam zmęczona tą konwersacją, że postanowiłam usunąć komentarz. Nim  i Wy  oburzone moim zdaniem zechcecie skreślić mnie z listy i obrzucić błotem proszę zastanówcie się czy choć troszkę nie mam racji.

Od razu zaznaczam, że nie jestem laikiem w temacie.
Gdy miałam 19 lat z ówczesnym partnerem, a moim obecnym mężem, mieliśmy sytuację awaryjną w postaci pękniętej prezerwatywy. Jeśli którakolwiek z Was miała taką sytuację doskonale wie jakie emocje temu towarzyszą.  Panika? Strach. Ło jezu co teraz będzie?!  W czasach gdy mi się to przytrafiło dopiero rozwijałam swoją wiedzę na temat antykoncepcji i gdyby nie przypadek, że w poczekalni u ginekologa trafiłam na ulotkę, nigdy bym nie wiedziała że pigułki ” po” istnieją. W pierwszej kolejności uspokoiłam partnera, że są takie tabletki, które użyte do 72 godzin po stosunku zapobiegają zapłodnieniu.  Wcześnie rano zebrałam się i poszłam do najbliższej przychodni ginekologicznej.  Nie rejestrowałam się bo nie było czasu, usiadłam w kolejce weszłam do pani ginekolog i powiedziałam jaka jest sytuacja.  Nikt nie zapytał mnie czy jestem zarejestrowana, nikogo z czekających w przychodni to nie obchodziło - skoro siedzę w kolejce to znaczy że byłam. Pani ginekolog choć nie byłam jej pacjentką, nie wyrzuciła mnie z gabinetu, kazała podać nową kartę, zbadała mnie czy nie jestem w ciąży lub nie posiadam jakiś chorób i sprawa została załatwiona w 15  minut od wejścia do gabinetu...

W konwersacji pod komentarzem pytano mnie co ma zrobić kobieta z terenów wiejskich, która ma daleko do ginekologa ale czy ma to jakieś znaczenie skoro i tak po pigułkę musi pojechać do miasta ? Ma na jej zażycie 72 godziny. Nie musi się rejestrować i tłumaczyć tylko z marszu wejść do gabinetu. Każdy normalny ginekolog przyjmuje w awaryjnych sytuacjach od ręki. Ba! teoretycznie każdy lekarz. Tylko czy któraś z nas kiedykolwiek próbowała?
Były również komentarze żebym powiedziała to zgwałconym kobietom, które potrzebują tej pigułki. Po pierwsze pigułka jest dostępna i nie jest zakazana w Polsce. Nikt tym kobietom nie utrudnia do nich dostępu. Nie uważacie, że zgwałcona kobieta powinna jak najszybciej udać się do lekarza? Rozumiem doskonale jej strach i wstyd i to, że może nie chcieć ujawniać tematu policji . Powinna jednak udać się do lekarza, który udzieli pierwszej pomocy również w postaci recepty na pigułkę. Jeśli kobietę ogarnia strach, wstyd w szoku i tak nie skieruje swoich pierwszych kroków do apteki. Ale gdyby miała świadomość otrzymania pomocy bez wstydu i lęku i narażania jej na ocenę być może udałaby się tam gdzie ktoś udzieli jej wsparcia. U nas to nadal temat tabu, wstyd i temat nie do ogarnięcia.

Nie gniewajcie się ale to, że te pigułki są na receptę to nie jest żaden problem.  Problemem jest natomiast ciągły wstyd kobiet, nastolatek, by udać się po taką pigułkę. By w ogóle udać się do ginekologa na kontrolne badania! Problemem jest edukowanie młodzieży, że może stosować antykoncepcję i do czego ona służy. Problemem jest brak świadomości, że w takich sytuacjach taką pigułkę można otrzymać. Problemem są lekarze, którzy zasłaniają się klauzulą sumienia.   
Zatem zamiast szukać rozwiązania w najprostszym ze sposobów, powinniśmy walczyć o zwolnienie każdego lekarza, który zasłania się klauzulą sumienia, bo z tego co wiem ich obowiązuje inny kodeks.  Skoro nie chcą leczyć “takich” ludzi nikt im nie każe, mogą wyjechać i leczyć na przykład środowisko bogobojnych mormonów w USA. Powinni wywieszać informację że  leczą tylko zagorzałych katolików.  Wtedy wszystko będzie jasne.

Uwierzcie mi nie mamy ciemnogrodu by nie móc dostać się do lekarza poza kolejką w przypadku nagłych sytuacji jak gwałt czy pęknięcie prezerwatywy. Pójście do lekarza nie jest wstydem. Walczmy o lepsze zaplecze medyczne i psychologiczne dla zgwałconych kobiet. Walczmy o prawidłową edukację seksualną, a nie serwowanie naszym dzieciom ciemnoty i zacofania. Nie bójmy się żądać swoich praw. Pójście na łatwiznę i możliwość zakupu pigułki "po" bez recepty nie załatwi tych problemów.  Nawet gdy były dostępne bez recepty, rzadko która apteka je miała  i są drogie. Skoro są na receptę zawalczmy o to by były ogólnodostępne i o połowę tańsze. Ponoć   zakup  tych pigułek od wprowadzenia ich dostępności bez recepty wzrósł jedynie o 3% . Podejrzewam, że nie z tego powodu, że były bez recepty, a z powodu  nagłośnienia, że takie pigułki  w ogóle istnieją. I zadajcie sobie pytanie czy gdybyście teraz były zgwałcone lub po pęknięciu prezerwatywy, mając świadomość że możecie otrzymać taką pigułkę nie poszły byście do lekarza bo się wstydzicie? Wątpię.

Dziwne to czasy gdy za ograniczenie praw kobiet uznaje się konieczność udania się do lekarza po receptę. Bardziej rozsądne będzie wymaganie dostępu w każdej chwili do specjalistów bez żadnych kolejek narzucanych przez NFZ niż protest o pigułkę, która nic nie zmieni w sposobie traktowania nas przez rząd jak kury.

Pozdrawiam bez nienawiści :)

wtorek, 14 lutego 2017

5 SPOSOBÒW NA PRZEŻYCIE WALENTYNEK

Dziś walentynki...




Większość z mądrzejszej i bardziej rozgarniętej oraz piękniejszej części populacji (ależ jestem seksistowska) dziś dostanie paraliżu czucia w mózgu na widok słodziasnych misiów, serduch wszelakiej postaci i szerokich gestów ,,wielkiej"miłości nieokazywanej na co dzień. Jako istota rozumna nienarzekająca na brak okazywania szczerych uczuć w dni powszednie i istota rozsądna niepodatna na zachodni marketing, od wielu lat kultywuję naszą słowiańską tradycję, chędożąc w noc Kupały (najkrótsza noc w roku przypadająca z 21 na 22 czerwca, aczkolwiek przygotowania trwają cały rok 😄 ). W planach mam zaciągnąć kiedyś mężula mego na Sobótkę, by w krzakach nocą szukać kwiatu paproci. Na razie strach przed boreliozą wygrywa. Zawsze możemy pochędożyć w ogrodzie ku uciesze sąsiadów.
 Zważywszy na to, że walentynki opanują dziś cały świat znalazłam kilka sposobów na to, by jakoś poradzić sobie co rok z tym potopem. Jest naprawdę wiele innych sposobów na wykorzystanie tego dnia w celach wyższych niż zaspokojenie potrzeb czysto finansowych wszelkich korporacji i sieciówek. Jeśli tak jak mnie nie rajcuje Cię ten plastikowy przepych wykorzystaj swoją miłość i pieniądze do pomagania innym:

1. POKAŻ OSOBIE BLISKIEJ, ŻE O NIEJ PAMIĘTASZ

Gdy wszyscy hurtem rzucają się na ,,drugą połówkę,, grejpfruta Ty poleć do rzadko odwiedzanej babci. Zrób zakupy, posprzątaj, porozmawiaj. Choć powinniśmy robić takie rzeczy częściej i bez powodu znacznie bardziej połechta to nasze i jej ego niż zakup styropianowego serca na patyku. Jeśli narzekasz na brak dziadków wyrzuć schorowanej sąsiadce śmieci, które stawia przed drzwiami. Będziesz niczym tajemniczy wielbiciel. 

2. WYPROWADŹ PSA ZE SCHRONISKA NA SPACER

Albo pobaw się z kotem. Ci, co kochają zwierzęta wiedzą, że one także tego dnia zasługują na miłość. Bezinteresownie odwzajemnioną więc tego gestu nie trzeba tłumaczyć.


3. WPŁAĆ PIENIĄDZE NA CEL CHARYTATYWNY

Gdyby policzyć pieniądze wydane tego dnia na głupoty i kolejne kubki z napisem ,,I love you,, do kolekcji uratowalibyśmy życie kilkuset osób na ziemi. Mały gest miłości wobec bliźnich nie musi zamykać się w kręgu najbliższych. Ba! Nawet całodzienne klikanie na dobryklik.pl , podzielsieposilkiem.pl, kociklik.pl czy psiklik.pl sprawi, że Twój palec wyśle w świat dużo miłości. 



4. WESPRZYJ SŁUSZNY CEL LUB ORGANIZACJĘ SWOIM ZAANGAŻOWANIEM

Jest wiele sposobów na okazanie wsparcia. Ja np zatańczę choćby w piżamie, w pokoju, w łazience, myjąc naczynia, przy akompaniamencie YouTube z ONE BILLION RISING i w geście sprzeciwu w stosunku do przemocy wobec kobiet na świecie przebiegnę 5km ( zdycham obecnie po 3 więc wewnętrznie stoczę walkę w imię wyższych celów). 




5. NALEJ SOBIE WINA

Zrób sobie kąpiel i miej wszystko w du*ie. W końcu skoro już są Walentynki też zasługujesz na odrobinę miłości. A siebie trzeba kochać ❤Nawet po 22:00 gdy dzieci już śpią. Może partner się zorientuje i zrobi kolację...

Udanych walentynek zakochańce.
Pamiętajcie by miłować się zawsze nie tylko od święta.
Byle do tłustego czwartku 😉


niedziela, 29 stycznia 2017

DZIECI W SIECI KOM PE EL




         Wydawałoby się, że większość ze współczesnych rodziców doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakie niesie zbyt wczesny kontakt dziecka z wirtualnym światem, który nie zawsze jest cacy. Jako rodzice ponosimy pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo naszych dzieci. Dotyczy to nie tylko zapewnienia im bezpieczeństwa w świecie rzeczywistym ale i po drugiej stronie ekranu komputera, tabletu czy telefonu. Jestem mamą ośmioletniego dziecka, które korzysta z dobrodziejstw współczesnej techniki. Posiada swój własny telefon komórkowy zakupiony w celu kontaktu z najbliższą rodziną. Posiada dostęp do WiFi,może korzystać z YouTube oraz gier czy Whatsapp w domu. Robi to jednak pod stałą kontrolą. Ma zapisane wszystkie potrzebne numery i jest nauczone by informować o każdym obcym połączeniu telefonicznym oraz by go nie odbierać. Posiada blokady stosowne do wieku.
Mimo, że technika poszła do przodu i nie jesteśmy w stanie zatrzymać i zapobiec kontaktu naszych dzieci z całym tym ,, dobrodziejstwem,, mamy wpływ na to jak szybko oraz jak łatwo świat ten otworzy się przed nimi całkowicie. 

Niestety ku mojemu przerażeniu wielu z  rodziców daje plamę wychowawczą w tym temacie. Obserwując ostatnio portale społecznościowe mam wrażenie że rodzice niektórych dzieci nie zdają sobie sprawy jak bardzo zawiedli...

Czy w świecie realnym pozwalacie dzieciom słuchać jak ludzie przeklinają ? Czy pozwalacie na hejt że strony innych ludzi? Czy pozwalacie oglądać programy lub czytać rzeczy o treściach dla dorosłych lub świadomie popychacie w ramiona pedofila? Nie. Robicie to jednak pozwalając dziecku poniżej 13 roku życia założyć konto np na Facebooku. Tak - Wy zezwalając im na brylowanie w internecie jesteście nieodpowiedzialnymi  rodzicami narażającymi własne dziecko na to wszystko, przed czym chronicie je na co dzień wiążąc mu buty, pomagając założyć kurtkę, odprowadzając do szkoły,otaczając je troską i dbając o to by nic mu nie zabrakło.

Zgodnie z regulaminami konta społecznościowe (Google, Facebook, Twitter i.t.p)  w Europie legalnie mogą założyć osoby powyżej 13 roku życia. Niektóre państwa zaostrzają warunki zezwalając na zakładanie kont dopiero 16latkom. Fałszując datę urodzin swojego dziecka ( niektóre serwisy posiadają blokady wiekowe i informują przy rejestracji o braku możliwości utworzenia konta ) lub pozwalając mu użytkować tego typu konta nie tylko łamiecie regulamin ale pchacie je wręcz w tę czarną otchłań, o której dziecko nie ma pojęcia. Dziecko nie ma wpływu na to co robią w sieci inni i choćby najmądrzejsze i najbardziej rozgarnięte nie rozumie większości spraw bo jest tylko małym dzieckiem. Przypuszczalnie zakładając, że nawet kilkulatek mógłby samodzielnie rejestrować się w sieci nigdy nie dopuściłabym do tego by moje 8letnie dziecko, za moim przyzwoleniem, stało się otwartą księgą narażoną na to wszystko co szokuje nawet nas dorosłych...

Nie miej więc proszę drogi rodzicu później pretensji do współczesnego świata. Ty podnosisz odpowiedzialność za swoją głupotę i błędy wychowawcze. A konsekwencje Twojej głupoty ponosi Twoje dziecko. Dziecko, które zbyt szybko wrzucone w nieodpowiednie miejsce w sieci, staje się przez Ciebie nowym impulsem elektrycznym, a powinno bawić się z kolegami zamiast wrzucać sweet focie. 

http://www.bezpieczneinterneciaki.pl/internetowe-zagrozenia-dzieci-i-mlodziezy

wtorek, 10 stycznia 2017

ZNALAZŁAM CIĘ W KAPUŚCIE

                   





                 Według teorii wychowania seksualnego wczesnego paleolitu znaleziono nas w kapuście po uprzednim upuszczeniu przez bociany. Współcześnie mógłby to być np zakup na promocji w Biedrze - ,, Z kartą Twoja Biedronka pieluchy Dada gratis" ( promocja była to brałam, sąsiadka wzięła 2 w cenie 1 😄 ). Gdyby nie fakt dalszego braku świadomości wśród młodzieży oraz przerażająca wizja edukacji przez katomohery na lekcjach ,,Wychowania do życia w rodzinie,, moglibyśmy te opowiastki między bajki włożyć. Sama nie wiem co mnie bardziej przeraża - to, że edukować nasze dzieci będą fanatycy koncepcyjni czy  że ich seksualność będzie wyjałowiona wszechobecnym porno. Otóż ani to ani to. Najbardziej mnie przeraża świadomość, że dorośli nadal nie umieją rozmawiać z dziećmi na ,,te,, tematy.

O ile matki coraz częściej szczerze edukują swoje pociechy, że dzidziusie biorą się z brzuszka o tyle pojawiają się schody gdy pada pytanie skąd się tam wzięły. Nim usłyszałam pierwsze pytanie ,, Mamo, a skąd się biorą dzieci?,, milion razy układałam sobie ten dialog w głowie. Jakich słów użyć i czy aby na pewno dobrze zrobię postanawiając maluchowi przekazać wiedzę w czystej postaci? Oczywiście dobierając i podając ją w formie odpowiedniej do wieku. No więc gdy pytanie już padło wyjaśniłam najprościej jak się da - kiedy pan i pani się przytulają tak mocno mocno bo się kochają, przyszły tatuś daje mamusi do brzuszka ziarenko. I ono rośnie i rośnie. Tak z małej fasolki powstaje dzidziuś. Dla dziecka w wieku niespełna 5 lat ta odpowiedź była na tyle wystarczająca, że dopiero rok później padło pytanie jak doktor wyjmuje go z brzuszka...

No więc tak o to moja 8 letnia latorośl posiada wiedzę, która z tego co wiem dla jej rówieśników jest w chwili obecnej częściowo wiedzą tajemną. Bo jest dla niej rzeczą naturalną, że nastolatka i kobieta mają okres, dzięki któremu w brzuszku są  zdrowe nasionka, z których kiedyś mogą powstać dzieci ( temat obgadany przy okazji wyjaśnienia po co mamie pieluszki zwane podpaskami ). Wie, że słowo ,,seks,, które chcąc nie chcąc usłyszała, oznacza fizyczną  bliskość między dorosłymi osobami. Wie jaka jest różnica anatomiczna między chłopcami i dziewczynkami i potrafi nazwać je po imieniu oraz dlaczego ciało mamy różni się od jej ciała. Większość wiedzy, którą posiada nabyła w wyniku ciekawości i otwartości i posiadania rodzica, który nie boi się odpowiadać na pytania. Biorąc jej los jednakże we własne ręce nie pomijam oczywistych tematów. Wie co to jest zły dotyk. Co za tym idzie-co to jest gwałt. Niestety, a może i stety, z powodu wizyty w kościele i nie obiektywnym kazaniu mamy za sobą rozmowę o tym co to jest aborcja, jakie ma konsekwencje. Po co i kiedy jest potrzebna. W związku ze sterylizacją kotki oraz nie ukrywania przed nią faktu zażywania przez mamę pigułek, wie co to antykoncepcja.

Wychowanie seksualne dzieci przez nas - rodziców - to w dzisiejszych czasach konieczność. Zwłaszcza gdy za ich wychowanie odpowiedzialne są osoby fanatycznie broniące embrionów, świętości  poczęcia i całego steku bzdur z epoki kamienia łupanego. Osoby, które chcą nam i naszym dzieciom zrobić inkwizycję stulecia. Wiem - nie jesteśmy ekspertami. Jedyne co możemy zapewnić naszym dzieciom w kwestii wychowania seksualnego to szczera rozmowa. To dla nich AŻ tyle.






poniedziałek, 9 stycznia 2017

A KIEDY DOROSNĘ...


                     Gdy byliście mali, też Wam się wydawało, że wszyscy dorośli są nie z tego świata? Tacy poważni, stateczni, obowiązkowi ? Gdy patrzę na to z perspektywy rodzica po 30tce nadal zastanawiam się czy tak dobrze się maskowali czy też mimo upływu lat jestem jedyną matką, która nie chce dorosnąć...

Przychodzi taki moment w życiu gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że się starzeje i czas by spoważniał. Ale jak to ?! Że niby teraz?! 

Tia.

Ja nie chcę dorastać. Między odpowiedzialnymi decyzjami chcę szukać chochlików, zabierać dziecko na wycieczki pełne magii i wierzyć, że pary do skarpet kończą jako czapki krasnali. Więc jeśli kiedyś spotkacie na swojej drodze matkę, która wraz z córką szaleje na placu zabaw, chichocze w parku rozrzucając liście, tarza się w śniegu robiąc aniołki lub późną porą w lecie śmiga na rolkach bo obiecała, że potem na trampolinie będzie z nią oglądać gwiazdy...to mogę być ja 😃.

Czy bycie dorosłym oznacza zakatrupienie swego wewnętrznego dziecka? Nie. Czy zwalnia mnie ono  z bycia odpowiedzialnym i statecznym dorosłym? Też nie. Jestem przecież  rodzicem. Który mimo zakazów i nakazów, garści doświadczeń oraz przestrogi nosi w kieszeniach upchane radości i masę wariactwa schowane na potem. 



poniedziałek, 2 stycznia 2017

NOWOROCZNYM POSTANOWIENIOM MÓWIĘ NIE!

Siedzę i myślę...o świętach, o nowym roku...

wszystkie bzdury w tematyce zostały już napisane. Cała życzliwość na tacy podana,doprawiona szczyptą ,,szanujcie się,kochajcie,, i takie tam dyrdymały. Noworocznych postanowień od zarzygania. I mogłabym zabłysnąć w temacie marnując  Wasz cenny czas, który zamiast być wykorzystany na byczenie się z rodziną tudzież udawanie, że pracujecie, przepadł by w czeluściach wirtualnej ciszy. Ale powiem Wam jedno - NIE MAM NOWOROCZNYCH POSTANOWIEŃ. Cała ta nagonka na ,,schudnę,rzucę palenie,,...jeśli czegoś nie zrobiliście dla siebie ot tak bez okazji i nie wdrożyliście planów z myślą o zmianie na lepsze to czy nowy rok da Wam na tyle samozaparcia by akurat teraz to zmienić? Znacie diety ,,od poniedziałku,,? Nie ma znaczenia czy odkładacie to na potem czy nie. Np ja zaczynam codziennie dietę od dzisiaj, z mocnym postanowieniem...mogę posilić się więc o stwierdzenie,że jestem na diecie non stop 😃

 Ale ale...to, że nie spisuję noworocznych postanowień nie oznacza, że nie podejmuję walki z własnymi słabościami. Róbcie to sukcesywnie i konsekwentnie nie tylko od święta. Bez okazji też warto. Postawiony sobie cel realizujcie na  teraz. Natomiast jeśli już kolejny raz spisaliście cele do osiągnięcia na ten nowy 2017 rok i potrzebujecie motywacji - NIE WIERZĘ, ŻE WAM SIĘ UDA. JESTEŚCIE SŁABI I NIGDY WAM NIE WYCHODZI. A teraz udowodnijcie sami sobie, że te stwierdzenie to nieprawda 😊

Ps. Albo mi skoro musicie mieć komu. Uważam jednak, że nie ma większej satysfakcji niż pokazanie sobie, że się potrafi pokonać swoje słabości i nic gorszego niż zawieźć samego siebie. Dlatego nie planujcie-działacie.

Do siego! 

piątek, 16 grudnia 2016

MY - NIEDOSKONALI




         Zawsze zastanawiałam się czy gdzieś na tej ziemi po  drugiej stronie monitora są jeszcze rodzice, którzy czytając cudze blogi nie odkrywają eureki. Bo czy naprawdę potrzebujemy tych wszystkich osób, które pokazują nam że mamy prawo być niedoskonali?

Media serwują nam kit że musimy być perfekcyjną panią domu, masterchefem, pedagogiem, Westą, pediatrą, kurtyzaną przejawiającą zdolności Kaszpirowskiego, która jedną ręką goli pachy, a drugą prasuje koszule (pomyłka byłaby bolesna). Nie wiem do czego prócz chodzenia i kopania w zadek przydatne są jeszcze nam nogi ale na pewno do czegoś są. Zawsze możemy udeptywać  kapustę…tudzież grona na wino…podczas wieszania firanek.  Normalnie wetknę sobie jeszcze piórko w tyłek i będę miotełką do kurzu. 

Wiele z nas dopiero po przeczytaniu postów ,,Nieperfekcyjnej Mamy,, lub ,,ChPD,, doznaje olśnienia że nie musi być wcale urządzeniem pucująco-ssącym z funkcją gotowania na parze. Ja mam kilka talentów i na pewno jednym z nich nie jest bycie klonem Rozenek. Pogodziłam się z tym faktem. Nie wiem jak reszta otoczenia,ale fakt ten akceptuję i mi z tym dobrze. Choć gdyby ktoś mi płacił za bycie polerką do powierzchni płaskich nawet zaczęłabym prasować ubrania ( swoją drogą to musi być bardzo męczące tak publicznie sprawiać pozory doskonałej ).

 Chwała wszystkim ,,nie perfekcyjnym,, za to że otwierają Wam oczy, bo to naprawdę cudowne dowiedzieć się, że jest się po prostu przeciętnie chujowym. Nie doskonałym wytworem, który po tygodniu wrażeń ma ochotę wszystkich zachlastać, walnąć twarzą w podłogę i udawać dywan. Tak. To mój plan na weekend. Zaraz po sprawdzeniu czy funkcja baby Jagi jeszcze działa. Polatam na miotle,rzucę kilka przeklęć i wykipię zupę w kotle…a może będą pulpeciki? Tylko dzieci szkoda…