niedziela, 19 lutego 2017

TRZY FUNDAMENTY RELACJI Z DZIECKIEM




   Jako dorosłe osoby często uzurpujemy sobie prawo do głośnego wyrażania własnego zdania. Im jesteśmy starsi tym potrafimy je wyrażać pewniej i nie mamy przed tym oporów. Dorosłemu nikt nie powie, że nie ma nic do powiedzenia, dorosłego pyta się o opinię. Gdy dorosły czegoś nie lubi nie zmusza się go do tego. Nikt nie podważa jego jestestwa. Jeśli chodzi o słuchanie  tego co chce nam przekazac dziecko wychodzi nam niestety znacznie gorzej... Co by było gdybyśmy brali pod uwagę zdanie własnego dziecka? Gdyby każdorazowe wyrażenie jego opinii było przez nas traktowane z szacunkiem i zrozumieniem? O ile kilkulatek nie interesuje się otaczającym go światem na tyle by z nami polemizować, dziecko w wieku 6lat, a już napewno w wieku wczesnoszkolnym często posiada wyrobione zdanie na mniej lub bardziej znane mu tematy. Ma wyrobiony smak, zaczyna kształtować gust. Świadomie używa słowa ,,nie,, oraz ,,tak,, Przed nami stoi człowiek który wie co lubi i czego nie znosi i świadomie potrafi nami manipulować oraz pyskować 😉 
Czy więc popełniam błąd słuchając co moje dziecko ma do powiedzenia? Czy popełniam błąd dając mu możliwość do wyrażania własnego zdania? Czy popełniam błąd wychowując je na samodzielnie myślącego i emocjonalnie odbierającego świat człowieka? Często od osób ze starszego pokolenia słyszę, że niepotrzebnie pytam się dziecka o zdanie bo przecież ono nie wie czego chce i do mnie należy decyzja. Słuchanie i rozumienie tego czego oczekuje i co wymaga od nas dziecko, a także respektowanie jego zdania to problem, z którym borykają się nawet najlepsi rodzice.

Moje dziecko jest uczone wyrażać własne zdanie, jest nauczone respektowania jego lęków i jego niechęci. Emocjonalnie wymaga dla niektórych dorosłych zbyt wiele czyli potrzebuje MIŁOŚCI, SZACUNKU oraz BLISKOŚCI. Dla mnie jako rodzica są to trzy fundamenty do zbudowania relacji z dzieckiem. 
Czy jest rozpieszczoną jedynaczką - nie. Umie się dzielić tym co ma, potrafi ustąpić,. Mimo tego, że lubi dominować potrafi zejść na drugi plan. Jest bardzo przyjacielska i koleżeńska, potrafi zrezygnować z czegoś by komuś sprawić przyjemność. Jednocześnie ma silny charakter, potrafi się ze mną kłócić i postawić na swoim. Wymaga by wysłuchano jej zdania. Jest pyskata i fochata. Jednocześnie w niektórych sytuacjach jest nieśmiała i nadwrażliwa. Trzeba ją dopingować, zachęcać, bo czasem zbyt łatwo się poddaje i nie wierzy we własne możliwości. A gdy raz ją ktoś zawiedzie bardzo trudno odzyskać jej zaufanie. Nie jest rozpieszczoną materialistką, nie jest nauczona że można ją kupić wycieczkami i atrakcjami. Dla niej liczy się relacja międzyludzka i to uważam za swój sukces wychowawczy.

Skąd to wszystko wiem? Słucham, szanuję i daję możliwość podjęcia decyzji. Nie wywyższam. Moje dziecko nie jest ani lepsze ani gorsze od innych. Dając mu przykład i traktując tak jak powinno traktować innych daję mu narzędzia do bycia dobrym człowiekiem. Czy z nich skorzysta? Ponoć czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Wpajanie dziecku wartości to żmudny i trudny okres trwający prawie jego całe dzieciństwo. Dla mnie to najtrudniejsza praca jaką rodzic może wykonać w swoim życiu. Wiele razy musiałam ugryźć się w język by nie przerywać córce w połowie zdania, by nie podważać zasadności jej racji. Nadal uczę się słuchać i szanować jej zdanie, sprzeciwy oraz decyzje. Pokładam jednak nadzieję, że przyniesie mi dużo zadowolenia i satysfakcji z efektów 😉

sobota, 18 lutego 2017

PIGUŁKA NA JĘZYKACH


Wszyscy wiemy że w dzisiejszych czasach hejt jest na porządku dziennym. Internet daje wiele możliwości - poniżanie, obrażanie. Nigdy nie byłam dotknięta tą przypadłością i nigdy nie przejawiałam chęci by komuś dopiec w celu polepszenia własnego samopoczucia.  Nigdy też nie padłam ofiarą hejtu, naśmiewania czy też chęci pokazania mi gdzie jest moje miejsce. Aż do wczoraj.

Jak wszystkie dobrze wiemy ostatnio jest bardzo głośna  sprawa  wprowadzenia ponownie piguły “dzień po” na receptę. Oburzone gwiazdy dodają posty negujące  tę sytuację. Wszystkie komentujące osoby pełne agresji, zacietrzewione   w boju o własną rację płyną niesione falą nienawiści. I wtedy ja wyłamuję się  stwierdzeniem że nie rozumiem tego oburzenia gdyż pigułki te były wcześniej na receptę i z powrotem na receptę są, oraz że uważam iż tego typu lekarstwa ze względu na swoje właściwości i działanie powinny być regulowane  wydaniem recepty tak samo jak tabletki antykoncepcyjne, Viagra czy inne. Zostałam obrzucona komentarzami i prywatnymi wiadomościami ( że co ja w ogóle piszę i powinnam się zamknąć), a także zmniejszona do wielkości fasolki nie tylko z powodu niezgodności z ich poglądem ale i z powodu błędu  ortograficznego! Który zrobiłam z powodu lenistwa - piszę za pomocą notatek głosowych z wyłączonym słownikiem :D Wybaczcie mi ale dla większości populacji nie ma znaczenia nawet czy w Polsce pszczoła pisze się przez sz,rz czy przez ż . Niestety u nas dla większości ludzi wyznacznikiem inteligencji i możliwości wyrażania własnego zdania jest poprawna pisownia. Płytkie no ale cóż. Z “Inteligentami” się nie  dyskutuje. Jak się domyślacie po  całodniowym  tłumaczeniu  swojego zdania i rozwijaniu tematu, tak byłam zmęczona tą konwersacją, że postanowiłam usunąć komentarz. Nim  i Wy  oburzone moim zdaniem zechcecie skreślić mnie z listy i obrzucić błotem proszę zastanówcie się czy choć troszkę nie mam racji.

Od razu zaznaczam, że nie jestem laikiem w temacie.
Gdy miałam 19 lat z ówczesnym partnerem, a moim obecnym mężem, mieliśmy sytuację awaryjną w postaci pękniętej prezerwatywy. Jeśli którakolwiek z Was miała taką sytuację doskonale wie jakie emocje temu towarzyszą.  Panika? Strach. Ło jezu co teraz będzie?!  W czasach gdy mi się to przytrafiło dopiero rozwijałam swoją wiedzę na temat antykoncepcji i gdyby nie przypadek, że w poczekalni u ginekologa trafiłam na ulotkę, nigdy bym nie wiedziała że pigułki ” po” istnieją. W pierwszej kolejności uspokoiłam partnera, że są takie tabletki, które użyte do 72 godzin po stosunku zapobiegają zapłodnieniu.  Wcześnie rano zebrałam się i poszłam do najbliższej przychodni ginekologicznej.  Nie rejestrowałam się bo nie było czasu, usiadłam w kolejce weszłam do pani ginekolog i powiedziałam jaka jest sytuacja.  Nikt nie zapytał mnie czy jestem zarejestrowana, nikogo z czekających w przychodni to nie obchodziło - skoro siedzę w kolejce to znaczy że byłam. Pani ginekolog choć nie byłam jej pacjentką, nie wyrzuciła mnie z gabinetu, kazała podać nową kartę, zbadała mnie czy nie jestem w ciąży lub nie posiadam jakiś chorób i sprawa została załatwiona w 15  minut od wejścia do gabinetu...

W konwersacji pod komentarzem pytano mnie co ma zrobić kobieta z terenów wiejskich, która ma daleko do ginekologa ale czy ma to jakieś znaczenie skoro i tak po pigułkę musi pojechać do miasta ? Ma na jej zażycie 72 godziny. Nie musi się rejestrować i tłumaczyć tylko z marszu wejść do gabinetu. Każdy normalny ginekolog przyjmuje w awaryjnych sytuacjach od ręki. Ba! teoretycznie każdy lekarz. Tylko czy któraś z nas kiedykolwiek próbowała?
Były również komentarze żebym powiedziała to zgwałconym kobietom, które potrzebują tej pigułki. Po pierwsze pigułka jest dostępna i nie jest zakazana w Polsce. Nikt tym kobietom nie utrudnia do nich dostępu. Nie uważacie, że zgwałcona kobieta powinna jak najszybciej udać się do lekarza? Rozumiem doskonale jej strach i wstyd i to, że może nie chcieć ujawniać tematu policji . Powinna jednak udać się do lekarza, który udzieli pierwszej pomocy również w postaci recepty na pigułkę. Jeśli kobietę ogarnia strach, wstyd w szoku i tak nie skieruje swoich pierwszych kroków do apteki. Ale gdyby miała świadomość otrzymania pomocy bez wstydu i lęku i narażania jej na ocenę być może udałaby się tam gdzie ktoś udzieli jej wsparcia. U nas to nadal temat tabu, wstyd i temat nie do ogarnięcia.

Nie gniewajcie się ale to, że te pigułki są na receptę to nie jest żaden problem.  Problemem jest natomiast ciągły wstyd kobiet, nastolatek, by udać się po taką pigułkę. By w ogóle udać się do ginekologa na kontrolne badania! Problemem jest edukowanie młodzieży, że może stosować antykoncepcję i do czego ona służy. Problemem jest brak świadomości, że w takich sytuacjach taką pigułkę można otrzymać. Problemem są lekarze, którzy zasłaniają się klauzulą sumienia.   
Zatem zamiast szukać rozwiązania w najprostszym ze sposobów, powinniśmy walczyć o zwolnienie każdego lekarza, który zasłania się klauzulą sumienia, bo z tego co wiem ich obowiązuje inny kodeks.  Skoro nie chcą leczyć “takich” ludzi nikt im nie każe, mogą wyjechać i leczyć na przykład środowisko bogobojnych mormonów w USA. Powinni wywieszać informację że  leczą tylko zagorzałych katolików.  Wtedy wszystko będzie jasne.

Uwierzcie mi nie mamy ciemnogrodu by nie móc dostać się do lekarza poza kolejką w przypadku nagłych sytuacji jak gwałt czy pęknięcie prezerwatywy. Pójście do lekarza nie jest wstydem. Walczmy o lepsze zaplecze medyczne i psychologiczne dla zgwałconych kobiet. Walczmy o prawidłową edukację seksualną, a nie serwowanie naszym dzieciom ciemnoty i zacofania. Nie bójmy się żądać swoich praw. Pójście na łatwiznę i możliwość zakupu pigułki "po" bez recepty nie załatwi tych problemów.  Nawet gdy były dostępne bez recepty, rzadko która apteka je miała  i są drogie. Skoro są na receptę zawalczmy o to by były ogólnodostępne i o połowę tańsze. Ponoć   zakup  tych pigułek od wprowadzenia ich dostępności bez recepty wzrósł jedynie o 3% . Podejrzewam, że nie z tego powodu, że były bez recepty, a z powodu  nagłośnienia, że takie pigułki  w ogóle istnieją. I zadajcie sobie pytanie czy gdybyście teraz były zgwałcone lub po pęknięciu prezerwatywy, mając świadomość że możecie otrzymać taką pigułkę nie poszły byście do lekarza bo się wstydzicie? Wątpię.

Dziwne to czasy gdy za ograniczenie praw kobiet uznaje się konieczność udania się do lekarza po receptę. Bardziej rozsądne będzie wymaganie dostępu w każdej chwili do specjalistów bez żadnych kolejek narzucanych przez NFZ niż protest o pigułkę, która nic nie zmieni w sposobie traktowania nas przez rząd jak kury.

Pozdrawiam bez nienawiści :)

wtorek, 14 lutego 2017

5 SPOSOBÒW NA PRZEŻYCIE WALENTYNEK

Dziś walentynki...




Większość z mądrzejszej i bardziej rozgarniętej oraz piękniejszej części populacji (ależ jestem seksistowska) dziś dostanie paraliżu czucia w mózgu na widok słodziasnych misiów, serduch wszelakiej postaci i szerokich gestów ,,wielkiej"miłości nieokazywanej na co dzień. Jako istota rozumna nienarzekająca na brak okazywania szczerych uczuć w dni powszednie i istota rozsądna niepodatna na zachodni marketing, od wielu lat kultywuję naszą słowiańską tradycję, chędożąc w noc Kupały (najkrótsza noc w roku przypadająca z 21 na 22 czerwca, aczkolwiek przygotowania trwają cały rok 😄 ). W planach mam zaciągnąć kiedyś mężula mego na Sobótkę, by w krzakach nocą szukać kwiatu paproci. Na razie strach przed boreliozą wygrywa. Zawsze możemy pochędożyć w ogrodzie ku uciesze sąsiadów.
 Zważywszy na to, że walentynki opanują dziś cały świat znalazłam kilka sposobów na to, by jakoś poradzić sobie co rok z tym potopem. Jest naprawdę wiele innych sposobów na wykorzystanie tego dnia w celach wyższych niż zaspokojenie potrzeb czysto finansowych wszelkich korporacji i sieciówek. Jeśli tak jak mnie nie rajcuje Cię ten plastikowy przepych wykorzystaj swoją miłość i pieniądze do pomagania innym:

1. POKAŻ OSOBIE BLISKIEJ, ŻE O NIEJ PAMIĘTASZ

Gdy wszyscy hurtem rzucają się na ,,drugą połówkę,, grejpfruta Ty poleć do rzadko odwiedzanej babci. Zrób zakupy, posprzątaj, porozmawiaj. Choć powinniśmy robić takie rzeczy częściej i bez powodu znacznie bardziej połechta to nasze i jej ego niż zakup styropianowego serca na patyku. Jeśli narzekasz na brak dziadków wyrzuć schorowanej sąsiadce śmieci, które stawia przed drzwiami. Będziesz niczym tajemniczy wielbiciel. 

2. WYPROWADŹ PSA ZE SCHRONISKA NA SPACER

Albo pobaw się z kotem. Ci, co kochają zwierzęta wiedzą, że one także tego dnia zasługują na miłość. Bezinteresownie odwzajemnioną więc tego gestu nie trzeba tłumaczyć.


3. WPŁAĆ PIENIĄDZE NA CEL CHARYTATYWNY

Gdyby policzyć pieniądze wydane tego dnia na głupoty i kolejne kubki z napisem ,,I love you,, do kolekcji uratowalibyśmy życie kilkuset osób na ziemi. Mały gest miłości wobec bliźnich nie musi zamykać się w kręgu najbliższych. Ba! Nawet całodzienne klikanie na dobryklik.pl , podzielsieposilkiem.pl, kociklik.pl czy psiklik.pl sprawi, że Twój palec wyśle w świat dużo miłości. 



4. WESPRZYJ SŁUSZNY CEL LUB ORGANIZACJĘ SWOIM ZAANGAŻOWANIEM

Jest wiele sposobów na okazanie wsparcia. Ja np zatańczę choćby w piżamie, w pokoju, w łazience, myjąc naczynia, przy akompaniamencie YouTube z ONE BILLION RISING i w geście sprzeciwu w stosunku do przemocy wobec kobiet na świecie przebiegnę 5km ( zdycham obecnie po 3 więc wewnętrznie stoczę walkę w imię wyższych celów). 




5. NALEJ SOBIE WINA

Zrób sobie kąpiel i miej wszystko w du*ie. W końcu skoro już są Walentynki też zasługujesz na odrobinę miłości. A siebie trzeba kochać ❤Nawet po 22:00 gdy dzieci już śpią. Może partner się zorientuje i zrobi kolację...

Udanych walentynek zakochańce.
Pamiętajcie by miłować się zawsze nie tylko od święta.
Byle do tłustego czwartku 😉